Ali Baba i czterdziestu rozbójników, część I
Z cyklu "Baśnie z 1001 nocy"
To baśń pochodząca ze zbioru Baśni tysiąca i jednej nocy. Opowiada, jak biedny, ale uczciwy Ali Baba, przypadkiem odkrywa tajemne hasło do jaskini pełnej bogactw.
Posłuchaj również: Ali Baba i czterdziestu rozbójników, część II
Dawno, bardzo dawno temu w pewnym perskim mieście żyło sobie dwóch braci. Jeden z nich nazywał się Kasim, a drugi Ali Baba. Ich ojciec już dawno zmarł, a to, co im w spadku pozostawił, nie miało wielkiej wartości. Bracia podzielili między sobą dziedzictwo równo i sprawiedliwie, bez waśni i kłótni.
Kasim ożenił się z bardzo bogatą kobietą, która posiadała wiele ziemi uprawnej i ogrodów, winnic i komór wypełnionych wszelakim dobytkiem i cennymi towarami. Zaczął więc Kasim trudnić się handlem i został kupcem. Wkrótce też doszedł do wielkiego majątku, bo los mu sprzyjał, i zasłynął z bogactwa zarówno wśród kupieckiego stanu, jak i wśród innych zamożnych i znacznych ludzi.
Jego brat Ali Baba natomiast pojął za żonę biedną dziewczynę, która nie miała ani ani pieniędzy, ani domu, ani kawałka gruntu. Toteż w krótkim czasie wydał wszystko, co odziedziczył po ojcu, i doszło do tego, że zamieszkały u niego nędza i ubóstwo wraz ze wszystkimi towarzyszącymi im zawsze troskami i kłopotami. Ali Baba był bezradny i nie wiedział, co począć. W końcu tak sam do siebie powiada: - Za pieniądze, które mi jeszcze pozostały, kupię siekierę i nabędę kilka osłów, udam się w góry, narąbię trochę drzewa, a potem zejdę znów w dolinę i sprzedam drwa na miejskim rynku, i na pewno tyle dostanę za to, że będę mógł wyżywić rodzinę. Jak postanowił, tak i zrobił. Szybko zakupił osły i siekierę. Nazajutrz wczesnym rankiem wyruszył w góry. Tam pozostał przez cały dzień zajęty ścinaniem drzewa i wiązaniem drew w wiązki. Kiedy zaś zapadł wieczór, naładował drwa na osły i podążył z nimi do miasta. Drzewo spieniężył, a z uzyskanej gotówki mógł już coś niecoś zakupić dla siebie i rodziny. Kiedy znów nadszedł ranek, Ali Baba wybrał się ponownie w góry i postąpił tak samo jak poprzedniego dnia. I robił tak co dzień. Pracował ciężko ale jego los się poprawił.
Pewnego dnia, kiedy znów, przebywał w górach i rąbał drzewo, ujrzał tumany kurzu, które unosiły się, w powietrzu i przysłaniały wszystko jakby szarym welonem. Gdy chmura kurzu się rozwiała, ukazała się gromada jeźdźców. Byli uzbrojeni po zęby, przyodziani w błyszczące pancerze i z szablami u boku. Każdy miał w ręku dzidę, a sajdak z łukiem i strzałami przewieszony przez plecy. Ali Baba zląkł się. Trzęsąc się i drżąc na całym ciele, podbiegł do wysokiego drzewa, wdrapał się na jego wierzchołek i ukrył w listowiu, aby stać się niewidzialnym dla jeźdźców, których uznał za rozbójników. Tak ukryty w koronie drzewa, bacznie przyglądał się nieznajomym. Wnet rozpoznał, że naprawdę byli to zbójcy, policzył ich i stwierdził, że było ich czterdziestu, a każdy dosiadał szlachetnego konia.
Jeźdźcy tymczasem zatrzymali się, zeskoczyli z koni, a każdy ze zbójców chwycił za torbę przytroczoną do siodła, zdjął ją i przewiesił sobie przez ramię. Ali Baba przyglądał im się z wierzchołka drzewa. Herszt zbójców, który kroczył na przodzie, podszedł do skalnej ściany i zatrzymał się przed małą, kutą z żelaza furtką, tak zarośniętą krzewami i głogiem, że z daleka jej widać nie było. Także Ali Baba, choć był tu już nieraz, nigdy jej przedtem nie zauważył. Kiedy tak zbójcy stali przed kutą z żelaza furtką, herszt zawołał, jak mógł tylko najgłośniej: Sezamie, otwórz się! I w tym samym momencie, kiedy te słowa wymówił, furtka się otwarła. Herszt wszedł pierwszy do środka, a czterdziestu zbójców za nim, dźwigając na plecach swoje ciężkie torby. Ali Baba nie mógł wyjść ze zdumienia, nie wiedząc, co to wszystko znaczy. Pomyślał, że każda torba musi być pełna bitych srebrnych i złotych monet. I naprawdę tak było. Łotrzykowie ci napadali na szerokich traktach na kupców, plądrowali wsie i miasteczka i znęcali się nad ich mieszkańcami, aby z nich ostatni grosz wydusić. Kiedy zaś obrabowali karawanę czy splądrowali wieś, wieźli swój łup w to odległe i dobrze ukryte miejsce, niedostępne dla oczu innych ludzi.
Ali Baba siedział w swojej kryjówce na drzewie, przyczaiwszy się nieruchomo, aby nie zdradzić swej obecności. Nie spuszczał jednak furtki z oka i czekał, co dalej nastąpi. Wreszcie zbójcy z pustymi torbami powychodzili z jaskini jeden za drugim, wskoczyli na siodła i odjechali w tym samym kierunku, skąd przybyli. Oddalali się powoli, aż zniknęli mu z oczu. Ali Baba siedział nieruchomo na swym drzewie i ze strachu ledwie śmiał oddychać. Kiedy jednak zbójcy odjechali, zsunął się z drzewa i podszedł do kutej w żelazie furtki. Tam przystanął i przyglądając się jej pytał siebie w duchu: "Czy też furtka ta otworzy się przede mną, kiedy zawołam jak herszt zbójców: Sezamie, otwórz się?!" Podszedł całkiem blisko, wymówił te słowa i - patrzcie - furtka się otwarła.
Miejsce to było zaczarowane przez duchy i dżinny i potężną mocą czarodziejską zaklęte. A słowa „Sezamie, otwórz się!” były tajemnym zaklęciem, aby kutą w żelazie furtkę otwierać. Kiedy furtka się otwarła, Ali Baba wszedł do środka. Ale jak tylko przeszedł przez próg, furtka się za nim zatrzasnęła. Ali Baba przeraził się okropnie, ale kiedy pomyślał, że zna słowa zaklęcia i będzie mógł ją znowu otworzyć, uspokoił się.
Zrobił ledwie kilka kroków naprzód, gdy ujrzał przed sobą jasną salę wykładaną marmurem z wysokimi kolumnami i wspaniałymi ozdobami na ścianach. W sali było nagromadzone tyle potraw i napoi, ile dusza zapragnie. Ali Baba przeszedł do drugiej sali, która była jeszcze większa i obszerniejsza od pierwszej. Były tam przedziwne sprzęty, wysadzane najrzadszymi kamieniami, których blask oślepiał i których piękna nikt nie zdoła opisać. Leżało tam mnóstwo sztab szczerego złota, denary leżały usypane w kopce niczym żwir czy piasek w nieprzeliczonej ilości. Gdy Ali Baba po tej wspaniałej sali przez chwilę się rozejrzał, otwarły się przed nim jeszcze jedne drzwi. Przez nie wszedł do trzeciej sali, która była jeszcze wspanialsza i piękniejsza od poprzednich i cała wypełniona po brzegi najwykwintniejszymi tkaninami ze wszystkich krain świata. Były tam bele kosztownej i delikatnej bawełny, cienkie jedwabie i wypukły złotogłów. Nie było chyba ani jednego gatunku tkanin, którego byś w tej sali nie znalazł. Następnie Ali Baba przeszedł jeszcze do innej sali, pełnej drogich kamieni, która była największa i najcudowniejsza ze wszystkich. Znajdowały się tam lśniące matowym blaskiem perły i różne klejnoty, których nie można było ogarnąć wzrokiem ani przeliczyć, opalizujące hiacynty, ciemnozielone szmaragdy, blade turkusy i różnokolorowe topazy. Wreszcie Ali Baba przeszedł do jeszcze jednej sali, pełnej zamorskich korzeni, kadzidła i przeróżnych wonności. I to była już ostatnia sala. Znajdowały się tam specjały najbardziej wyszukane i najdelikatniejsze. Gorzka woń aloesu i mocny zapach piżma unosiły się w powietrzu, ambra i cynamon roztaczały najpiękniejszy aromat. Słodki zapach mirry, wody różanej i mieszanina różnych innych wonności napełniały całą salę.
Ali Baba był widokiem tych wszystkich niezmierzonych skarbów oślepiony i stał tak przez chwilę nieruchomo, jakby odurzony i urzeczony tym cudownym widokiem. Potem podszedł bliżej skarbów, aby im się dokładniej przyjrzeć. To brał do ręki najczarowniejszą z pereł, to wyszukiwał wśród klejnotów najdrogocenniejszy kamień, zbliżał się do delikatnych i cienkich jedwabi i wchłaniał w siebie aromaty aloesu i kadzidła. Wreszcie powiedział sobie w duchu, że gdyby zbójcy nawet gromadzili te wszystkie skarby przez długie szeregi lat, nie zdołaliby przecież nazbierać nawet drobnej części tego bogactwa. Skarbiec musiał już istnieć, zanim zbójcy do niego trafili, i na pewno nie nabyli oni tych bogactw w uczciwy i zgodny z prawem sposób. Toteż jeśli on, Ali Baba, tę sposobność wykorzysta i weźmie sobie trochę z tych wszystkich nieprzeliczonych skarbów, nie stanie się nic złego.
Pomyślawszy tak, Ali Baba postanowił z leżącego tam złota wziąć tyle, ile będzie mógł udźwignąć, i zaczął wynosić worki pełne złotych monet; a za każdym razem, kiedy chciał wejść czy wyjść, wymawiał zaklęcie: „Sezamie, otwórz się!” i furtka się posłusznie otwierała. Kiedy zaś skończył wynosić przeznaczoną do zabrania część skarbów, objuczył nimi osły, ukrywając worki ze złotem pod cienką warstwą drzewa opałowego. Po czym pognał ciężko objuczone zwierzęta, aż znów dotarł do miasta i w wesołym i pogodnym nastroju powrócił do swego domu. Kiedy Ali Baba przestąpił próg domu, zamknął szczelnie za sobą drzwi, ponieważ obawiał się, aby ludzie go nie podpatrzyli. Przywiązawszy osły w stajni i podawszy im paszy, wziął jeden wór ze złotem, zaniósł go do żony i rzucił jej do stóp. Potem zszedł znów na dół i przyniósł drugi.
I tak nosił jeden po drugim, aż wszystkie zostały wniesione na piętro. Żona jego przypatrywała się temu z coraz to większym zdumieniem. Kiedy zaś dotknęła jednego z worków i poczuła twarde monety, pobladła, a serce w niej zamarło. Myślała bowiem, że mąż jej całe to złoto ukradł.
- Monety te znalazłem w jaskini pełnej skarbów – uspokajał ją Ali Baba. - Skorzystałem ze sposobności, która mi się nadarzyła, wziąłem złoto i oto je przynoszę. Potem opowiedział żonie całe zajście ze zbójcami od początku aż do końca. Skończywszy opowiadać, przestrzegł swą żonę, aby tajemnicy nikomu nie zdradziła. Wypróżnił worki w izbie, a kiedy ze wszystkich złotych monet usypał wielki kopiec, żona, zaskoczona ich ilością, zaczęła je liczyć. Wtedy Ali Baba rzekł do niej:
- Nie zdołasz ich przeliczyć, nawet gdybyś liczyła je przez dwa dni. To zajęcie bezcelowe, nie potrzebujesz tego teraz czynić, lepiej wykopmy dół i schowajmy w nim nasz skarb, aby rzecz się nie wydała i nikt naszej tajemnicy nie wykrył.
A żona Ali Baby na to:
- Jeśli nie chcesz, żeby złoto było przeliczone, to pozwól je przynajmniej zmierzyć, abyśmy choć mniej więcej wiedzieli, ile tego mamy.
- Rób, co ci się podoba - odparł Ali Baba - ale obawiam się, że ludzie się dowiedzą o tym, co się nam przytrafiło, a wtedy wszystko się wyda i będziemy żałowali, kiedy będzie już za późno.
Lecz żona Ali Baby nie zważała na słowa męża i wyszła, aby pożyczyć szaflik do mierzenia zboża. Nie posiadała bowiem żadnej miary w domu, ponieważ była bardzo biedna. Poszła więc do swojej szwagierki, żony Kasima, i poprosiła ją o szaflik. Ta zgodziła się chętnie, ale idąc po szaflik powiedziała w duchu: "Żona Ali Baby jest przecież bardzo uboga i w ogóle nigdy nie miała nic do mierzenia. Skądże by mogła mieć dzisiaj jakieś ziarno, aby je tym szaflikiem mierzyć? Bardzo chciała się wszystkiego dowiedzieć. Dlatego też wlała na dno szaflika trochę wosku, aby coś niecoś z mierzonego ziarna się przylepiło na spodzie. Potem wręczyła szaflik ubogiej szwagierce. Ta wzięła szaflik, podziękowała za uprzejmość i wróciła pośpiesznie do domu. Usiadła, aby złoto przemierzyć, i okazało się, że było tego dziesięć szaflików. Radośnie podekscytowana, opowiedziała o tym mężowi, który tymczasem wykopał głęboki dół. Do dołu wrzucił złoto i przyklepał nad nim ziemię. Żona jego zaś pobiegła, aby odnieść szaflik szwagierce.
Skoro tylko żona Ali Baby wyszła, małżonka Kasima zajrzała do szaflika i zauważyła złotą monetę, która się przylepiła do wosku. Była tym niesłychanie zdziwiona, ponieważ wiedziała, że Ali Baba jest ubogim człowiekiem, i przez chwilę siedziała, nie bardzo wiedząc, co dalej począć. Potem przekonawszy się jeszcze raz, że u Ali Baby mierzono prawdziwe złoto, zawołała:
- Ali Baba twierdzi, że jest ubogi, a mierzy złoto szaflikami! Skąd się wzięło u niego takie bogactwo? W jaki sposób doszedł do takiej ilości złota? I zawiść wkradła się do jej serca. Niecierpliwie czekała więc na powrót swojego męża, który codziennie wczesnym rankiem udawał się do swego sklepu i pozostawał tam aż do późnego wieczoru, poświęcając cały swój czas sprzedaży i kupnu oraz wszelkim interesom handlowym. Kiedy nadszedł wieczór i mrok już zapadł, Kasim zamknął sklep i udał się do domu. Jak tylko wszedł do izby, ujrzał swoją żonę ponuro spoglądającą przed siebie, z miną wielce zafrasowaną. Opowiedziała mężowi, co się jej przydarzyło, jak ta pożyczyła żonie Ali Baby szaflik, a ona wylała na dno trochę wosku i jak złota moneta się do wosku przylepiła. Kiedy Kasim wysłuchał jej słów i obejrzał dokładnie monetę, nabrał przekonania, że jego brat musi być bardzo bogaty. Ale Kasim się z tego nie cieszył, przeciwnie, wielka zazdrość opanowała jego serce. Spędził więc ową noc wraz z żoną w ponurym nastroju.
Z samego rana, Kasim udał się, jak mógł najwcześniej, do swego brata i wszedł niespodziewanie do jego domu. Gdy Ali Baba go ujrzał, przywitał się z nim uprzejmie i przyjął jak najgościnniej. Wówczas Kasim, tak rzekł: - Kochany bracie, dlaczego udajesz, że jesteś ubogi i niezamożny, gdy tymczasem posiadasz bogactwa, których nawet ogień zniszczyć nie może? Z jakiego powodu jesteś taki skąpy i prowadzisz takie nędzne życie? Posiadając tak wielki majątek, mógłbyś o wiele więcej wydawać! Bo i na cóż człowiekowi pieniądze, jeśli ich nie używa?
A brat jego na to:
- Ach, oby to naprawdę tak było, jak powiadasz! Ale tak nie jest. Jestem biednym człowiekiem i nie posiadam innego majątku, jak tylko moje osły i moją siekierę. To, co powiedziałeś, wydaje mi się nader dziwne i nie mogę sobie tego w żaden sposób wytłumaczyć!
Ale Kasim ciągnął dalej:
- Twoje kłamstwa i udawanie teraz ci już na nic się nie zdadzą. Nie dam się nabrać, gdyż prawda wyszła na jaw, a to, co ukrywałeś, zostało odkryte. - Potem pokazał mu złotą monetę, która się do wosku przylepiła, i powiedział:
- Oto, co znaleźliśmy w szafliku, który od nas pożyczyliście. Gdybyś nie miał tyle złota, to szaflik byłby wam niepotrzebny, aby nim złoto mierzyć!
Ali Baba zrozumiał, że sprawa się wydała i jego tajemnica ujrzała światło dzienne; a to wszystko dlatego, że jego żona była tak nierozważna, iż zachciało się jej złoto szaflikiem mierzyć, a on popełnił wielki błąd, że na to pozwolił. Wiedział, że omyłki swojej nie zdoła inaczej naprawić, jak tylko przez wyjawienie tajemnicy, i że obecnie jedynie słusznym będzie nic już nie ukrywać i brata we wszystko wtajemniczyć. Zresztą ponieważ w jaskini było tego złota więcej, niż można to było sobie wyobrazić, jego własne szczęście nic na tym nie ucierpi, jeśli podzieli się nim ze swym bratem i pewną część skarbów mu odda. Ba, nie zdołaliby zużytkować wszystkiego, gdyby nawet sto lat żyli i gdyby pokrywali z tego złota wszystkie codzienne wydatki. Zważywszy to, opowiedział Ali Baba swemu bratu całą historię o zbójcach i co z nimi przeżył, jak do jaskini ze skarbami się dostał i jak stamtąd zabrał mnóstwo złota oraz to wszystko, co mu się spośród klejnotów i tkanin najbardziej podobało. Opowiadanie zakończył słowami:
- Bracie, to, co stamtąd przywiozłem, niechaj będzie zarówno moje, jak i twoje. Podzielimy wszystko sprawiedliwie. Jeśli jednak chcesz mieć jeszcze więcej, to też ci przywiozę, gdyż posiadam klucz do jaskini ze skarbami, który pozwala mi tam wchodzić i wychodzić do woli, a nikt nie może mi w tym przeszkodzić ani tego zabronić.
- Taki podział mi się nie podoba - odparł Kasim. - Chcę, abyś mi wskazał drogę do skarbca i wyjawił tajemnicę, jak można go otworzyć. Muszę koniecznie zobaczyć te skarby, muszę tam wejść, jak ty wszedłeś, i wziąć sobie stamtąd tyle, ile ty wziąłeś. Chcę tam pójść i przekonać się, co tam jest, abym i ja mógł wybrać wszystko, co mi się spodoba.
Ali Baba odpowiedział:
- Nie chcę ci niczego odmówić, chętnie opowiem wszystko, o czym będziesz chciał wiedzieć. Początkowo wahałem się tak uczynić tylko dlatego, że obawiałem się, iżby zbójcy czegoś złego ci nie uczynili. Jeśli zaś sam chcesz wejść do jaskini ze skarbami, nie przyniesie mi to ani strat, ani korzyści. Możesz sobie wziąć stamtąd, co ci się spodoba! Bo choćbyś nie wiem ile stamtąd przydźwigał i tak nie zabierzesz wszystkiego, co tam jest, a to, co będziesz musiał pozostawić, wielokrotnie przewyższy to, co zabierzesz.
Następnie Ali Baba dokładnie opisał swemu bratu drogę prowadzącą w góry i miejsce, gdzie znajdowała się jaskinia ze skarbami, a w końcu nauczył go zaklęcia „Sezamie, otwórz się”. Potem zaś dodał:
- Zapamiętaj sobie dobrze te słowa i uważaj, abyś ich nie zapomniał! Gdyż inaczej będę się musiał martwić o ciebie, bo zbójcy są mściwi i całe przedsięwzięcie może się smutno skończyć.
Kiedy Kasim dowiedział się, gdzie się znajduje jaskinia ze skarbami i jaka droga do niej prowadzi, oraz nauczył się na pamięć słów zaklęcia, pożegnał się wesoło z bratem. Niepomny wszakże jego przestróg i rad, z rozpromienioną twarzą, z której biła radość, wrócił do domu i opowiedział swej małżonce, co się dowiedział. Opowiadanie swoje zakończył słowami:
- Jutro wczesnym rankiem, wyruszę w góry i wrócę do ciebie z o wiele większą ilością złota niż ta, jaką mój brat do swego domu przywiózł.
Następnie przyszykował do drogi dziesięć mułów i umocował na grzbiecie każdego z nich po dwie puste skrzynie. Po czym spędził noc pełen radosnych nadziei, iż następnego dnia uda się do jaskini i wzbogaci się wszystkimi skarbami i klejnotami, jakie tam będą.
Jak tylko nastał świt i wzeszło słońce, Kasim wyprowadził swoje przyszykowane do drogi muły i pognał je w stronę gór. Kiedy już tam przybył, kierował się wskazówkami, które brat mu dał, aby odnaleźć kutą w żelazie furtkę. Szukał, szukał, aż nagle wśród krzewów ujrzał ją przed sobą w ścianie skalnej. Jak tylko ją zobaczył, zawołał:
- Sezamie, otwórz się!
Furtka otwarła się przed nim i zdumiony Kasim wbiegł pośpiesznie do jaskini trawiony żądzą skarbów. Kiedy tylko przekroczył próg skarbca, furtka zatrzasnęła się za nim. Kasim wszedł do pierwszej sali, stamtąd do drugiej i do trzeciej i tak wędrował z sali do sali, aż zlustrował wszystko. Cudami które widział, był jakby urzeczony i nie mógł nasycić wzroku kosztownościami, na które patrzył. Nie posiadał się z radości i najchętniej zabrałby wszystkie skarby ze sobą. Kiedy tak szedł raz na prawo, raz na lewo i przez chwilę namyślał się, które z tych wszystkich bogactw sobie przywłaszczyć, zdecydował się na samo złoto. Wziął więc worek ze złotem na plecy i zaniósł go do furtki, po czym chciał wypowiedzieć słowa zaklęcia, aby ją otworzyć, ale słowa te nie przychodziły mu do głowy, gdyż wypadły całkiem z pamięci. Usiadł na ziemi, aby zastanowić się i przypomnieć je sobie. Lecz słowa nie wracały i nie mógł ich w myśli odtworzyć, gdyż wywietrzały mu całkowicie z głowy. Wołał więc: "Jęczmieniu, otwórz się!" Ale furtka się nie otwierała. Potem krzyczał: "Pszenico, otwórz się!" Ale furtka ani drgnęła. Następnie wrzeszczał coraz głośniej: "Fasolo, otwórz się!" Ale furtka pozostała szczelnie zamknięta, tak jak była. I tak wymieniał po kolei jedno ziarno po drugim, aż w końcu wyliczył wszystkie nazwy zbóż, jedynie o sezamie zapomniał. Kiedy się w końcu upewnił, że wyliczanie nazw wszystkich zbóż i roślin nic mu już nie pomoże, zrzucił wór ze złotem z ramion i znowu zaczął się namyślać, co to mogło być za ziarno, którego nazwę mu brat podał, ale ciągle nic mu, na myśl nie przychodziło. I tak pozostawał przez dłuższy czas pogrążony w niepokoju i strachu. Ale nic nie pomagało, nie mógł sobie owego słowa przypomnieć. Potem zaczął odczuwać wielki frasunek, boleść i skruchę z powodu tego, co uczynił, ale dopiero wtedy, kiedy było za późno. Powiedział więc:
- Dlaczego nie zadowoliłem się tym, co brat mi ofiarowywał? Dlaczego dałem się porwać żądzy złota, która doprowadzi mnie teraz do zguby?
Przy tym bił się w piersi, rwał na sobie szaty i wylewał potoki łez. Godziny, które spędzał w tej męce, strasznie mu się dłużyły, a kiedy czas mijał, każda minuta wydawała mu się wiecznością. Im dłużej przebywał w jaskini, tym lęk i przerażenie przybierały na sile, aż wreszcie zwątpił w ratunek i powiedział:
- Muszę niechybnie zginąć, nie ma drogi ucieczki z tego szczelnego więzienia.
W tym czasie zbójcy spotkali bogatą karawanę, w której znajdowali się kupcy z towarami. Splądrowali ją i zdobyli wielki łup. Po czym udali się do jaskini ze skarbami, aby tam swoją zdobycz ukryć, jak to zawsze robili. Kiedy jednak się do niej się zbliżyli, spostrzegli muły objuczone skrzyniami. Wzbudziło to w nich podejrzenie, jednak przed jaskinią nikogo nie widzieli, podeszli więc do furtki. Herszt zbójców wystąpił naprzód i zawołał:
- Sezamie, otwórz się!
Kiedy furtka się otworzyła, spostrzegli w środku Kasima klęczącego przed furtką. Z wyjętą bronią zbójcy wpadli do środka, nie wiedząc ilu ludzi spotkają. Ale nie było nikogo więcej, tylko Kasim. Herszt podszedł do biedaka i pyta:
- Jak się tu dostałeś?
A ten odpowiedział:
- Daruj mi panie życie a wszystko ci powiem.
- I tak mi wszystko powiesz – odrzekł najważniejszy z rozbójników – mów jak tu wszedłeś, a daruję ci życie. Skąd znasz hasło?
Kasim opowiedział zbójcom, że hasło powiedział mu pewien biedny człowiek z miasteczka, którego jednak nie zna. Człowiek ten już tu był i zabrał skarby dla siebie.
Usłyszawszy to herszt, rzekł:
- Zgodnie z obietnicą daruję ci życie. Zostaniesz tu, a i tak pewnie umrzesz niebawem z głodu - zaśmiał się i nakazał swoim ludziom związać biedaka, zostawić dobra, które przywieźli, po czym wszyscy opuścili jaskinię.
Tymczasem małżonka Kasima przesiedziała cały dzień w domu i czekała niecierpliwie na powrót męża. Kiedy zapadł wieczór, a mąż ciągle nie wracał, zaczęła się niepokoić i poszła do Ali Baby. Opowiedziała mu, iż jej mąż rano wyruszył w góry i do tej godziny jeszcze stamtąd nie powrócił. Obawia się, że mógł natrafić na jakąś przeszkodę albo mu się jakieś nieszczęście wydarzyło. Ali Baba uspokoił ją, mówiąc:
- Nie martw się, jeśli twój mąż do tej pory nie powrócił, to na pewno ma po temu swoje powody. Wydaje mi się, że umyślnie zwleka, aby nie przybyć ze skarbami za dnia do miasta. Być może woli powrócić nocą, aby przedsięwzięcie jego zostało w tajemnicy. Zapewne potrwa to już niedługo, a potem ujrzysz go przybywającego ze złotem do ciebie.
Wróciła więc do domy i spędziła długą noc, czuwając i narzekając, w niepokoju, smutku i trosce, w strachu i frasunku. Kiedy jednak spostrzegła, że już świta, pobiegła natychmiast do Ali Baby i oznajmiła mu, że jego brat nie powrócił. Usłyszawszy jej słowa Ali Baba rzekł:
- Teraz i ja jestem pełen obaw. Udam się więc sam w owo miejsce, aby zbadać, co się stało z moim bratem.
Po czym przyszykował do drogi swoje osły, wziął siekierę i wyruszył w góry, jak zwykle. Kiedy zbliżył się do furtki w skale, podszedł do niej pełen obaw. Zaledwie zawołał: „Sezamie, otwórz się!”, a już furtka się otwarła i Ali Baba ujrzał Kasima leżącego w kącie, ze skrępowanymi nogami i rękami, tak, że nie mógł się ruszyć. Podbiegł do niego, uwolnił go z więzów na co ten zaczął brata przepraszać, że tak źle go potraktował, prosił o przebaczenie i dziękował za uwolnienie, gdyż bez jego pomocy sam by nie zdołał uciec.
Ali Baba ucieszył się, że ujrzał brata i szybko opuścili jaskinię.
Zbójcy, którzy po pewnym czasie powrócili do jaskini ze skarbami, a nie znalazłszy tam Kasima, widzieli, że ktoś musiał mu pomóc się wydostać.
- Musimy odnaleźć tego człowieka, ten który uwolnił naszego jeńca, to zapewne ten sam, który skradł nasz skarb – oznajmił herszt. Wybrał jednego ze zbójców i tak mu powiedział:
- Idź do miasteczka przebrany za zwykłego człowieka i wypytuj kto się ostatnio wzbogacił. Jak ktoś nagle stał się bogaty to pewnie on zabrał nasze złoto, musimy odzyskać co nam skradziono i zemścić się.
Koniec części pierwszej.
Komentarze